Kryzys wzbudza kreatywność
„Kreatywność budzi się, gdy obcinamy jedno zero z budżetu.” , Jaime Lerner, burmistrz Kurtyby, Brazylia
Nie ma lepszej metody na pobudzenie kreatywności jak władowanie się w kłopoty. Nagle mamy więcej energii, dostrzegamy więcej szans i z nieznaną sobie wcześniej odwagą rzucamy się na wyzwania. Jak zachwycająco powiedział kiedyś słynny włoski architekt i designer Vitry, Antonio Citterio „A więc masz problem. Świetnie! Teraz będziesz musiał go rozwiązać. Problem zmusi cię do znalezienia dobrego rozwiązania. Nie mając problemu drepczesz w miejscu.” Usłyszałem to na jego wykładzie w Hong Kongu i aż włosy stanęły mi na rękach. Zrozumiałem, że wygoda to pułapka. Naprawdę żyjemy zmagając się z trudnościami i szukając kreatywnych rozwiązań, dzięki którym wejdziemy na zupełnie nowy poziom.
Masz wybór: być ofiarą czy walczyć
Przyjrzyjmy się najpierw mojemu koledze. Aż prosi się, żeby określić go „biedulą”, ofiarą oszustwa, naciągniętym, zrobionym na szaro facetem. Tak, tak. Jak niektórzy z Was się pewnie już domyślili, zainwestował on w Amber Gold. I to nie byle jaką kwotę. 50 000 złotych. Pracował jeszcze w czasie liceum, potem w czasie studiów, żył niebywale oszczędnie i co miesiąc odkładał pieniądze na rachunek. Jeżeli zarabiasz 3 000 złotych, żyjesz w Warszawie i musisz wynajmować mieszkanie, to odłożenie 50 000 złotych jest nielada wyzwaniem. Warszawiakom nie muszę nic mówić, oni już widzą na jakie wyrzeczenia mój kumpel musiał się zdobyć.
Spytajmy sami siebie szczerze: miał prawo pogrążyć się w rozpaczy? Miał prawo machnąć ręką i po prostu przestać oszczędzać, zmienić się w jedną z tych osób, co to wystają przed sądami i ministerstwami domagając się sprawiedliwości? Są tysiące takich osób, a większość z nich nie doznała tak dojmującej straty. Mój kumpel jednak tak nie zareagował. Owszem, przez parę miesięcy aż się w nim gotowało – to było jednak jeszcze wtedy, kiedy liczył, że może odzyska pieniądze. Gdy tylko zorientował się, że nic z tego, zacisnął zęby i… obok regularnej pracy założył firmę handlującą sprzętem biurowym. Szukał szansy, szukał, pytał i wreszcie dostrzegł. Skumplował się ze pracownikiem dużej korporacji i razem teraz rozkręcają swój biznes.
Jestem absolutnie, święcie przekonany, że gdyby miał swoje 50 tysięcy na koncie, dalej ciułałby kilkaset złotych,może po tysiącu na miesiąc, zbierając na wymarzone mieszkanie. Trudno jeszcze dziś powiedzieć czy wyszło mu to na dobre, ale na pewno wyciągnęło go to z marazmu i rozbudziło ogień, jaki kiedyś w nim płonął, kiedy w liceum rozkręcił swój sklep internetowy. Aż miło popatrzeć!
Nie musisz czekać na kryzys
Nie musisz jednak wcale czekać aż rzeczywistość zmusi Cię do wzmożonego wysiłku. Możesz sam zorganizować sobie mały kryzys.
Pewien dyrektor sprzedaży znany był z tego, że awansował tylko tych sprzedawców, którzy kupili sobie drogi samochód ze swoich zarobków. Wręcz stawiał to za warunek promocji. Czemu? Wiedział, że oczyszczeni z oszczędności ludzie ci będą pracować z całych sił. Co więcej, zmiana samochodu na luksusowy pomagała im podnieść sobie poprzeczkę. Już nie „w miarę wygodne życie” było ich celem, ale sukces finansowy. Zaczynali myśleć o sobie jak o ludziach sukcesu i starali się dorównać nowemu wizerunkowi.
Ja sam stosuję wobec siebie sztuczkę ładowania oszczędności w długotrwałe lokaty. Nagle jestem bez pieniędzy i muszę myśleć jak skuteczniej dotrzeć do swoich czytelników, jak trafić do dziennikarzy? Z tego samego powodu odszedłem właśnie z wygodnej korporacyjnej pracy. Wiedziałem, że wpływająca na konto co miesiąc ładna sumka pozwala mi kompletnie zapomnieć o promocji moich książek.
Sylvester Stallone przymierając głodem nie szukał żadnej pracy, bo uważał, że bezpieczneństwo finansowe wygasi jego głód. Bał się spokoju i zniknięcia tej potężnej siły finansowego przymusu, pchającej go na kolejne castingi, kolejne spotkania. Z całego serca polecam zapoznanie się z jego historią – trudno o lepszy przykład dzikiej kreatywności, wymuszonej sytuacją.
Na koniec tej listy dodam jeszcze hiszpańskiego konkwistadora Corteza, który po wylądowaniu u wybrzeży dzisiejszego Meksyku rozkazał spalenie statków. Dokładnie tak. Rozkazał wymontowanie metalowych elementów, a następnie spalenie całej floty. Chciał dać jasny sygnał swoim żołnierzom: albo podbijemy ten kraj albo zginiemy. Nie ma opcji powrotu. Jeżeli ktoś ma wątpliwości czy mu się udało, to proszę spróbować użyć języka Azteków czy Majów do porozumiewania się w Meksyku…
Podsumowując
Chińskie słowo szansa składa się z dwóch znaków: kryzys i możliwość. Nie potrafię tego chyba lepiej wytłumaczyć. W sytuacjach kryzysowych ludzie odkrywają w sobie niezwykłe pokłady siły, mocy, odwagi i inteligencji. Wystarczy spojrzeć na zachowania ludzkie podczas wojen czy choćby Polaków, podczas wielkiej powodzi 1996 roku. Kobiety po rozstaniu czy rozwodzie, potrafią nagle rzucić palenie i zrzucić nadprogramowe kilogramy. Ludzie zwolnieni z pracy zakładają odnoszące olbrzymie sukcesy firmy.
Zdaje się, że czym gorsza jest sytuacja tym większą moc potrafi ona w nas rozbudzić. Nie lubimy zmian, lubimy gdy wszystko jest pod kontrolą, ale jednak z reguły zmiany okazują się zbawienne.
Oczywiście, o ile nie powiemy sobie, że jesteśmy ofiarą albo że „to już po wszystkim”. Takiego myślenia zdecydowanie nie polecam. To my decydujemy co czujemy.