Pisz szybko!

Pisz szybko!

Nie mogę patrzeć na przeciętną, piszącą osobę. Ludzie wyglądają jakby próbowali wydalić kaktus albo jakby życie wyciekało im przez przylegające do klawiatury palce. Wszystko to wynika z paru popełnianych masowo błędów. By pisanie sprawiało przyjemność, by wlać energię w nasze słowa musimy „podłączyć się do prądu”.

Jak to się robi? Cóż, jest parę zasad.

Posiedź w ciszy przez chwilę

Mówił o tym Kafka, mówił o tym Chandler – słowem od najambitniejszej dostępnej literatury, po twórców przyzwoitych kryminałów, wszyscy mówią: poczekaj na natchnienie. Do pisania nie można się zmusić. Nie znaczy to, że należy robić sto innych rzeczy. Trzeba się zamknąć, wyciszyć i na poczekać na pierwszą myśl. Gdy się już pojawi, trzeba się za nią rzucić w dziki pościg – niech palce pędzą po klawiaturze.

Pisz szybko

Może nie jest to oczywiste, ale pisząc szybko piszemy dużo składniej i z dużo większym sensem. Nasze mózgi nie są przystosowane do pisania, mamy je po to żeby móc mówić. Jeżeli nie jesteśmy w stanie pisać w tempie zbliżonym do tego w jakim mówimy, będziemy mieć olbrzymie problemy – będziemy tracić wątek, gdzieś znikną emocje które popchnęły nas do pisania i generalnie wszystko rozsypie się nam w palcach. Trzeba zasuwać – dlatego zawsze polecam pisanie w najwygodniejszy dla nas sposób. Ja latami pisałem ręcznie, ale odkąd nauczyłem się szybciej pisać na komputerze z radością przyjmuję tą innowację.

Pisząc szybko jesteśmy w stanie w trzydzieści minut wypluć z siebie jakieś 3-6 tysięcy znaków, czyli stworzyć bardzo przyzwoity artykuł. Co najlepsze będzie on spójny i nasycony emocjami, które popchnęły nas do pisania. Na dodatek: pisanie sprawi nam przyjemność, będzie jak ekscytujący sport czy gra komputerowa – coś co wciąga nas w pełni i nie zostawia milimetra/sekundy miejsca/czasu na myślenie. Jeżeli nie możemy się zdecydować na jeden zwrot czy drugi możemy napisać tak jak ja w poprzednim zdaniu, zostawiając sobie dwie opcje do późniejszego wyboru.

Metoda ta sprawdza się zresztą i przy większych formach. Swoja pierwszą powieść napisałem w 6 tygodni, a trzecią w 15 dni. Później oczywiście nastąpił etap poprawek, ale dzięki tempie pisania nie miałem cienia problemu z tym, że nie pamiętałem co się wydarzyło wcześniej, co kto powiedział, a nawet w zachowaniu spójnego głosu narratora (o co bardzo trudno, gdy piszemy dłużej – jest to główna krytyka „Ulissesa” Jamesa Joycea), nie mówiąc już o tym, że były to niesamowicie radosne okresy w moim życiu.

Wyplujki, rzygi*, zrywy

Nie da się oczywiście pisać w dzikim tempie przez cały dzień. Należy pisać w zrywach. Może to być jedna scena, jedna myśl, może jeden akapit? Jednostką „pisarską” jest czas od momentu pojawienia się natchnienia do chwili, gdy stwierdzamy, że musimy ciąg dalszy przemyśleć albo już nie mamy nic do powiedzenia. Pisząc swoje powieści ratowałem się wówczas wyprawą po herbatę do kuchni, położeniem się na łóżko… Często ledwo zdążyłem zamknąć oczy, a już nowe pomysły gnały mnie przed klawiaturę. Czasami, gdy już mocniej wyczerpany decydowałem się wyjść na spacer, po założeniu butów i przejściu jakiś kilkunastu metrów, sprintem wracałem, żeby zdążyć zapisać pojawiające się w mózgu słowa – mózg dostarczy ci tylko tylu pomysłów ile jesteś w stanie zapamiętać, więc jeżeli nie zapiszesz ich na papierze nowe nie przyjdą (tak, notatniki są przydatne ale to już temat na osobny artykuł.

*Fiona Apple opisuje swój styl tworzenia piosenek następującymi słowami: „Chodzę tu i tam z wystawioną nad głowę… anteną. Nagle antena łapie sygnał, treść mnie wypełnia i… przychodzi moment kiedy wszystko, „bleee!” wymiotuję na papier.

Usuń przeszkody

Nie ma nic gorszego niż ktoś przeszkadzający ci, gdy jesteś u szczytu natchnienia. Mieszkałem kiedyś ze współlokatorem, który miał zwyczaj wołać do mnie z drugiego pokoju, gdy tylko coś przyszło mu do głowy. Zanim ustaliliśmy „zasady współpracy” w moim umyśle pojawiły się parę razy mordercze myśli (-Maciek? – Nie teraz!!!). Nie był to mój najproduktywniejszy okres…

To samo tyczy się telefonu komórkowego, smsów, powiadomień o przychodzących mailach itp. Na pochybel z rozpraszaczami uwagi!

Rozdziel tworzenie od poprawiania

Nie możesz tworzyć i analizować jednocześnie. To zupełnie oddzielne i wręcz stojące ze sobą w sprzeczności etapy. Tak samo nie możesz jednocześnie kochać się z kimś i ścielić łóżko – stosunek byłby mało interesujący i… wyjątkowo frustrujący dla obu stron. Jeżeli próbujemy na bieżąco poprawiać to co piszemy nasze natchnienie znika w sekundę. Wena jest jak nieśmiały królik wyściubiający nosek z nory – na najmniejszą oznakę hałasu, wskazówkę że w pobliżu jest wilk chowa się do nory. A nasz mózg w trybie „poprawek” i analizy jest takim właśnie głośnym wilkiem. Jest groźny i poluje na niedoróbki. Miejmy jasność: etap poprawek jest niezwykle ważny (choć muszę przyznać, że przez całe liceum i większość studiów pisałem bez jakichkolwiek poprawek żeby zaoszczędzić czas) i wypolerowanie, wygładzenie naszych zdań, a także usunięcie niespójności podniesie jakość naszego tekstu – musi to jednak mieć miejsce PO pierwszym etapie pisania. Wszyscy pisarze, starający się poprawiać na bieżąco pisali w potwornych mękach (słynnym przykładem jest Kurt Vonnegut).

 

Na koniec chcę tylko powiedzieć, że pewnie nie tak łatwo jest przywołać natchnienie, gdy piszemy bardzo rzadko. Nie ma w tym nic dziwnego – natchnienie to stan, który nawiedza nas w kontekście rzeczy, które są nam bliskie. Sportowcy nieraz działają pod natchnieniem, nie należy się jednak spodziewać, że biorąc po raz pierwszy w życiu rakietę tenisową zaczniemy grać pod natchnieniem. To się nie wydarzy. Dużo praktyki jest w stanie jednak zamienić każdego w przyzwoitego pisarza, a w erze internetu… to dość cenna umiejętność.