Spisek przeciwko Ameryce – Philip Roth
Zdarza się czasem tak, że nasz ukochany autor pisze coś, co nie jest genialne. Książka może być dobra, nawet świetna, mogłaby sprawić, że polubimy kogoś zupełnie innego, ale jeżeli nie spełnia standardów jakie przypisujemy pewnemu autorowi… zawiedzie nas.
Taką dokładnie książką był dla mnie „Spisek przeciwko Ameryce” Philipa Rotha.
Prawie wszystko w tej książce jest na swoim miejscu. Idea faszystowskiej Ameryki jest fascynująca, postaci – ciężko pracująca, imigrancka, żydowska rodzina z New Jersey, z lat czterdziestych – dobrze opisane, imigranckie sąsiedztwo jest tak plastyczne, że prawie możemy powąchać zmoczony asfalt… Jednak czegoś brak i coś nie funkcjonuje.
Spisek przeciwko Ameryce – narrator nie przekonuje
Główny narrator książki ma początkowo siedem lat. Opisuje jednak otaczający go świat słowami siedemdziesięcioletniego Philipa Rotha. Co jakiś czas, jakby dla przekonania nas, że to jednak naprawdę dziecko jest narratorem, narrator wierzy w jakąś kompletną bzdurę, nie rozumie świata dorosłych albo boi się zejść do piwnicy. Te na siłę wciśnięte fragmenty sprawiały mi niemal fizyczny ból.
Spisek przeciwko Ameryce – czemu tak krótko?
Inna rzecz, w której ta książka ponosi klęskę to stworzenie atmosfery, powoli narastającego zagrożenia. Jest to o tyle zaskakujące, że niektóre sceny czy nawet całe rozdziały, opisują zachodzące w faszystowskiej Ameryce zmiany w sposób doskonały – choćby cała wycieczka do Waszyngtonu, rodziny Rothów (bo Roth nie zmienia nawet swojego imienia w tej powieści). Także plan przesiedleń, zwolnienie z pracy… Wszystko to jest dobre, ale… książka jest za krótka, by osiągnąć efekt, który niemal osiąga. Roth zaczyna powoli, a w pewnym momencie przeskakuje kilkanaście miesięcy.
Czytając tą powieść miałem wrażenie, że w zamyśle miała być olbrzymia, miała być może być najbardziej ambitnym projektem Rotha, a… skończyła jako średniej długości powieść, stworzona ze ścinków epopei. Nadal czyta się to dobrze, ale czuć „przeskoki”.
Spisek przeciwko Ameryce – nadal świetna książka
Mimo powyższej krytyki, „Spisek przeciwko Ameryce”, to nadal świetna książka. Philip Roth nie jest w stanie napisać złej książki, powiedzmy to sobie szczerze. Gdyby była to pierwsza jego powieść, jaką czytam, prawdopodobnie nadal zostałby jednym z moich ulubionych pisarzy.
Mało kto tak znakomicie potrafi opisać rodzinę, oddać atmosferę pewnej okolicy, pewnej społeczności.
Bardzo ciekawie opisane są też postaci historyczne, takie jak Charles Lindbergh. Znakomicie uchwycone są też małe zdrady Żydów, decydujących się robić karierę, w nowej rzeczywistości, nie zwracających uwagi na to, gdzie ich działania mogą ich zaprowadzić.
Mimo wytkniętych potknięć, nadal polecam jej przeczytanie. Może, tylko może, jeżeli macie wybór, poleciłbym w pierwszej kolejności „Piętno”, „Kompleks Portnoya” czy „Amerykańską sielankę”.