Talent a ciężka praca
Latami byłem przekonany, iż wszystko można osiągnąć ciężką pracą. Nadal tak uważam, nauczyłem się jednak szanować coś jeszcze…
Często spierałem się z tatą – architektem – który podkreślał jak ważny jest talent. „Zatrudniam masę młodych ludzi i bardzo szybko widać czy coś z człowieka będzie. Ile by się nie starał, liczy się talent.”, mówił. Z bólem, po dzisiejszym dniu, muszę mu jednak przyznać rację. Talent bez ciężkiej pracy jest mało wart, ale by osiągnąć prawdziwą wielkość w danej dziedzinie trzeba mieć talent. Stąd tak ważne odkrycie w czym jesteśmy dobrzy.
Co dziś tak na mnie wpłynęło? Ten siedmioletni stworek, którego widać na zdjęciu. Jego tata to były piłkarz, mama trenowała piłkę ręczną, a on w wieku siedmiu lat, po pół roku grania w piłkę osiągnął siłę i prędkość, jakie cechowały mnie najwcześniej koło dziewiątego roku życia. Niesamowite jakie ten mały ma predyspozycje!
Nie tylko sport
Oczywiście nie dotyczy to tylko sportu. Rodzimy się z ponadprzeciętnymi cechami, takimi jak wyobraźnia przestrzenna, zdolności językowe, inteligencja, zdolność do abstrakcyjnego myślenia… Na wszystko to można wpływać, można to rozwijać i kształcić, jednak pewne predyspozycje są niezwykle ważne – wiem, że ciężarowiec lub księgowy byłby ze mnie żaden, choćbym zaczął trening nie wiem jak wcześnie (no dobrze, może nadawałbym się na księgowego, ale budziłbym się z płaczem, na myśl o dniu pracy).
Nie piszę tego, żeby zdołować kogoś – nie zostaniesz baletnicą/piłkarzem!, – ale raczej żeby podkreślić jak ważne jest poszukiwanie, odkrywanie siebie. Jednym zdaniem: znalezienie naszego obszaru doskonałości.
Nie każde dziecko będzie inżynierem
W tym samym wątku: jeżeli mamy dzieci, niezwykle ważną rzeczą wydaje mi się pomoc im w odnalezieniu rzeczy, którą będą uwielbiać i w której będą naprawdę dobrzy – próba wepchnięcia małego człowieka w ubzdurane przez nas tory (będzie lekarzem albo inżynierem!) skazują go na przeciętność w wybranym zawodzie. A przeciętność boli. Nieraz rozmawiałem z kolegami studiującymi na politechnice, mówiącymi o kumplach, którzy zakuwają dzień i noc i z trudem prześlizgują się przez kolejne sesje. Jaki będzie potem pożytek z takiego inżyniera? Ile frustracji musi go kosztować oglądanie innych ludzi, którym te same wyniki przychodzą z łatwością, nie mówiąc już o obserwowaniu tych, którzy pracują tyle co oni i osiągają absolutnie wybitne wyniki.
Szkoła…
Szkoła nam raczej nie pomoże. Cała idea powszechnej edukacji dąży do dociągnięcia wszystkich do pewnego, dość niskiego poziomu. Szkoła, to miejsce, gdzie zwalcza się nasze słabości. I powiedzmy sobie szczerze: to dobrze, że wbija się trochę matematyki, potrzebnej w codziennym życiu humanistom, że przyszłych inżynierów i fizyków teoretycznych uczy się składnie prezentować swoje myśli w formie pisemnej… Jednak nie oczekujmy od szkół, że pomogą nam w rozwinięciu naszych talentów – może w liceum, znajdzie się jakiś wspaniały nauczyciel – jednak, generalnie z prostego powodu, że w klasie siedzi kilkanaście – kilkadziesiąt osób (moja klasa w liceum, to było 38-miu uczniów) nikt nie pomoże nam rozwinąć naszych największych talentów. Na niektórych przedmiotach będziemy się męczyć, a na tych, z których jesteśmy dobrzy, będziemy się nudzić.
Być może tak musi być, warto jednak postawić sobie samemu wyżej poprzeczkę w ważnych dla nas obszarach i jednocześnie „olać” przedmioty, z którymi nie będziemy mieć nic do czynienia – słowem: proaktywnie gospodarujmy naszym czasem.
Tu chciałem zwrócić uwagę na jeszcze jedną szkodę, jaką powoduje szkoła: skupiając się na naprawianiu słabości, zamiast na rozwijaniu mocnych stron uczy nas, że… tak właśnie trzeba robić. Tymczasem sukces zawsze, ale to zawsze!, osiągniemy rozwijając nasze mocne strony. Jeżeli jesteśmy mistrzem kontaktów międzyludzkich, poświęćmy się temu: może powinniśmy zostać sprzedawcą, może PR-owcem, nie warto natomiast poprawiać naszych zdolności analitycznych, powyżej pewnego niezbędnego w pracy poziomu. Usain Bolt nie byłby pewnie dobrym prawnikiem, a Kuba Wojewódzki bokserem. Nie widzę pana Jarosława Kaczyńskiego jako środkowego obrońcy i nie widzę pana Donalda Tuska piosenkarza.
Ciężka praca
Dodajmy, że w najmniejszym stopniu nie daję tu nikomu wymówki do obijania się. Ciężka praca, to coś co pozwala nam zamienić talent w doskonałość. W geniusz. Zdarza się, że objawiamy duże zdolności w dziedzinie, która mało nas interesuje. Nie polecałbym wybierania zajęcia, któremu poświęcimy życie wyłącznie w oparciu o zdolności. Jeżeli coś kochamy, włożymy w to o wiele więcej wysiłku. Z drugiej strony… czy nie jest tak, że to w czym jesteśmy naprawdę dobrzy robimy z przyjemnością?