Ustal swoje standardy
„Tylko prawdziwie dobry człowiek wie, jak kochać i jak nienawidzić.” Konfucjusz
Pozytywne myślenie, to niegłupi pomysł. Generalnie działamy skuteczniej, oczekując dobrych rezultatów i myśląc o sobie pozytywnie. Nie po to jednak natura wyposażyła nas w pełną paletę emocji, nie po to posiadamy wewnętrzną fabrykę przeróżnych hormonów, żeby chodzić w kółko i widzieć różowe fiołki w miejscu, gdzie jest coś co trzeba zmienić. Negatywne emocje są jak drogowskaz i należy z nich korzystać. Żeby jednak w pełni wykorzystać płynącą z nich motywację, musimy wyznaczyć własne standardy.
Łatwo sobie odpuścić
Nie mieć standardów* jest bardzo łatwo. Generalnie w ten sposób wszystko jest z marszu super. Wszyscy znamy takie osoby: mieszkanie w tragicznym nieładzie, dziurawe skarpety, byle jaka praca… Tak w ogóle, to bardzo sympatyczni ludzie i jedyny problem w tym, że co jakiś czas, ktoś przystawia lustro do ich życia i zaczynają nagle czuć się dość źle.
Wiele standardów
Nie jest też tak, że standardy albo się ma albo nie. Większość z nas ma standardy w pewnych obszarach życia, a w innych nie. Możemy dbać o nasze mieszkanie i ubiór, a akceptować najnędzniejszą pracę (ja latami byłem odwrotnym przykładem: w pracy musi być super, muszę być otoczony świetnymi ludźmi, ale już to jak jestem ubrany czy w mieszkaniu da się przejść od drzwi do łóżka ponad walającymi się ubraniami i książkami, to już mało ważne).
Nie jest tak, że wszyscy musimy nagle udawać Marthę Stewart, zmienić się w Krzysia Ibisza i dbać o porządek jak prezenter wiadomości z TVN-u. Cały trick polega na tym, by…
Świadomie wybierać standardy
Problem polega na tym, że większość z nas pozwala otoczeniu lub wychowaniu zadecydować o tym jakie będą nasze standardy. Mama sprzątała, to i ja będę. Tata był bałaganiarzem, to i ja nie będę zmywał dopóki ze smrodu nie zaczną mi łzawić oczy. Koleżanki olewają pracę to i ja się nie będę przemęczała. Kumple chodzą tylko na piwo, palą zioło i cisną gry komputerowe, to i ja nie będę się przemęczał – na ciekawą pracę jest jeszcze czas. W pracy wszyscy z braku czasu wciągają fast foody, to ja się też nie będę przejmował, że ptaszka nie widziałem z ponad brzucha od roku. I tak dalej.
Sztuka polega na tym, żeby ustalić własne standardy i by byłe one spójne z naszymi marzeniami i celami. Jeżeli chcemy znaleźć drugą połówkę, to na pewno powinniśmy podnieść standardy dbania o siebie (moja eks lubiła powtarzać: „nie ma nieładnych kobiet, są tylko zaniedbane), podnieść standardy tego jak spędzamy wieczory (może klub albo jakiś wernisaż, zamiast piwa z tymi samymi ludźmi po raz setny?)… Jeżeli chcemy chcemy dostać awans, musimy podnieść standardy jakie mamy dla „dobrze wykonanej pracy” – nie „w miarę na czas i tyle co prosili”, a „więcej niż oczekiwano, przed czasem i z dodatkiem dwóch własnych pomysłów”. Jeżeli chcesz prowadzić popularny blog, musisz wyznaczyć standardy dla jakości tekstów, częstotliwości publikowania artykułów i nie możesz olewać piszących do Ciebie ludzi. Proste? Generalnie jest to dość oczywiste, ale łatwo, bardzo łatwo o tym zapomnieć.
Zrób to teraz
Pisałem już o wyznaczaniu celów. To powinien być pierwszy krok. Ustalenie standardów to narzędzie do osiągnięcia celów.
Wybierz trzy cele i wyznacz nowe standardy – już teraz ustal standardy dla najważniejszych dla Ciebie celów. Wypisz jak wyglądałaby Twoja rzeczywistość na codzień, gdybyś osiągnął te cel – wyobraź sobie jakbyś się ubierał ile ćwiczył, jak zachowywał.
Możesz też wypisać swoje standardy w formie działań. Dla poszczególnych celów wyglądałoby to tak:
1. Chcę zarabiać prowadząc bloga w internecie
a) piszę codziennie 1000 słów
b) publikuję conajmniej trzy razy w tygodniu
c) czytam conajmniej pół godziny dziennie o tworzeniu/pozycjonowaniu stron itd., itp.
d) czytam jeden artykuł dziennie z najlepszych blogów na podobny temat
2. Chcę schudnąć
a) jem 4-6 razy dziennie, za to nie dużo
b) nie jem po osiemnastej
c) ćwiczę codziennie min. 30 minut
d) rezygnuję z cukrów, piwa, białego pieczywa itd.
Brzmi to trochę jak strategie osiągnięcia tego celu i w dużym stopniu de facto tak jest. To co różni standardy od strategii, to „codzienność” – codziennie wieczorem sprawdzasz mentalnie czy spełniasz powyższe warunki. Standardem nie jest wyjazd na obóz dla otyłych czy zapisanie się na szkolenie – standard to codzienna poprzeczka, którą musisz przeskoczyć.
Negatywne emocje
Gdzie w tym wszystkim te negatywne emocje? Otóż, w momencie wyznaczenia standardów, dajemy swojemu umysłowi wskazówkę za co ma nas nagradzać a za co karać. Posiadając standardy dajemy sobie szansę na czucie się naprawdę świetnie (podążasz swoją ścieżką, dbasz o to co trzeba, dobra robota! i endorfiny płyną ; )), ale też zatrudniamy automatycznie wewnętrznego strażnika, który da nam jasno do zrozumienia, jeżeli dajemy ciała w jakimś obszarze. Bez tego wewnętrznego systemu karania, nie mielibyśmy szansy podnieść swojego życia na nowy poziom.
Pamiętajmy tylko, żeby reagować na złe emocje działaniem. Są one sygnałem, by wziąć się do roboty, a nie naszym nowym hobby: pławienie się w negatywnych emocjach i opowiadanie o tym znajomym…
Do gazu, którego używamy w naszych domach dodawany jest składnik nadający mu koszmarny zapach. Właściwą reakcją jest zakręcenie kurka i uniknięcie śmierci, a nie narzekanie: „czemu musi to tak brzydko pachnieć?” i „przecież byłoby dużo przyjemniej, gdyby gaz pozostał bezwonny…”
*generalnie nie da się „nie mieć standardów”, kiedy mówię o braku standardów znaczy to, że są bardzo, bardzo niskie – np. poziom dbania o zdrowie: nie zagłodzić się na śmierć, ale już jeść byle co, to OK